Saturday, September 13, 2008

To wszystko przez herbatę.



Nareszcie słupek rtęci za oknem spadł poniżej niewłaściwych dla września 25 kresek, i to w sumie dość radykalnie. Zimny wiatr obcałował moją twarz bez żadnego ostrzeżenia, zatańczył mi we włosach i poleciał dalej. "Trzeba było założyć jednak ten cholerny szalik" przemknęło mi przez głowę. Krótka wyprawa po mentole i 2 cytryny w środku nocy, raptem 10 minut. Kto by myślał o jakimś durnym szaliku? 
Dom otulony ciepłym światłem lampy (jednak czerwony klosz to był dobry pomysł), w tle dogorywa zdaje się Portishead, wielki kubek świeżo zaparzonej herbaty, tym razem cynamonowojabłkowego rooibosa, obiecujący wiele zbiór opowiadań na poręczy kanapy. Wtulam się w słowa, jak w ramiona właściwego faceta. W pewnej chwili zapada cisza, koniec playlisty. Za oknem latarnia ciekawie zagląda nielicznym przechodniom w twarze, usiłuje odgadnąć ich myśli, nadzieje, rozczarowania. Przebiega odrobinę przekarmiony i prawie ślepy ze starości pies, za nim majestatycznym krokiem jego właściciel podąża. Wiatr zapukał w okno. 
"Zapominanie - miła czynność. Jak zapominać - no to już..." moja imienniczka wyśpiewana głosem Magdy Umer pojawia się jakby znikąd. Czy to tylko gdzieś po moich uszach błąka się ta melodia, czy faktycznie na skutek niewytłumaczalnych procesów płynie z głośników? Patrzę na zegarek. Coś około północy. Czyżby mój komputer został nawiedzony przez jakieś duchy zapomnianych procesorów i dysków twardych? Że o kartach graficznych i muzycznych nie wspomnę. 
Ale ja nie chcę zapomnieć. Chcę pamiętać. Ten smak kawy, gdy świat mi się walił z hukiem. Ten zapach perfum, gdy szczęśliwa jak sto pięćdziesiąt wygrywałam sama ze sobą. Ten wzrok, gdy słyszałam, że jestem kochana i kocham. Ten dźwięk, gdy nastawał spokój, harmonia i nirvana zamkniętych oczu. Ten głos setki kilometrów stąd, mówiący "Wróciłem pod naszą długość geograficzną, chciałem żebyś o tym wiedziała." Te decyzje, nie do końca mądre, nie do końca słuszne, nie do końca bezbolesne. Te dni, kiedy czas stał w miejscu. Te kroki na schodach, oznaczające Twoje przyjście. Ten dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Kształt twarzy, miękkość włosów, chropowatość skóry. Te noce przy winie, w półmroku świec, przy kuchennym stole z rozmowami do rana. Szelest liści jesiennego spaceru. Ten zapach półrocznego oderwania od rzeczywistości. Rytm wybijany przez pociąg wiozący mnie na południe. To uczucie, gdy stanęłam na środku mieszkania, wszyscy wyszli a ja uświadomiłam sobie "Jestem w domu". 

2 comments:

Anonymous said...

Więc mam nadzieję, że ryzyko się opłaci. Ja ryzykuję cały czas, ale jak na razie mam to szczęście, że moje karty wygrywają.
Kciuki za ciebie trzymam również, bo choć nie odzywam się, to jestem tu z Tobą czas cały.

Agnieszka said...

Wiem. Ja jestem również, choć głównie w ukryciu.