Wednesday, August 20, 2008

koncert życzeń na okoliczność dwudziestego szóstego sierpnia

Nigdy nie obchodź urodzin bez tortu.
A z tortów najlepszy jest serowy :)


Z okazji nadchodzącego ćwierćwiecza życzę sobie z całego serca:

- Wiary w drugiego człowieka
- Nadziei nieustannej
- Miłości dającej siłę
- nieskrępowanego zadziwienia światem
- gorącego kubka kakao / herbaty
- opróżnienia tegoż kubka w towarzystwie właściwej osoby
- budzenia się i zasypiania w Jego ramionach
- znalezienia tego, czego aktualnie szukam
- gwarnej obecności przyjaciół w dużym pokoju
- klucza otwierającego niejedne drzwi
- świadomości rzeczy
- samoświadomości
- serca w jednym kawałku
- zakwasów po wdrapaniu się na szczyt
- magicznych wieczorów na spontanie przy winie
- spełnionych marzeń i nowych do realizacji
- kolejnego filmu, który rozłoży mnie na łopatki
- kolejnej książki, która każe do siebie wracać
- piosenki, która sprawi, że wróci ten dzień
- pocałunku, który zatrzyma świat
- kojącej ciszy
- zawsze zimnego piwa
- samoodkurzającej się podłogi
- zobaczenia zorzy polarnej na własne niebieskie oczy
- śmiechu, aż sił zabraknie i makijaż się rozmaże
- obecności w moim życiu Kogoś, kto za kolejne ćwierć wieku poda kubek gorącej kawy na śniadanie, zrobi tosta i posmaruje go wiśniowym dżemem
- bycia dobrą Matką, taką, jak moja własna
- kota, niekoniecznie czarnego
- szpilek od Manolo B.
- kolacji na dachu
- zawsze idealnej fryzury
- nierozładowanej baterii w telefonie
- chwil, kiedy czas to pojęcie względne
- gwiazd na wyciągnięcie ręki
- magicznego ogrodu
- wydania tego cholernego tomiku w końcu
- wolności kontrolowanej czyli skoku ze spadochronem
- znalezienia odpowiednich słów, gdy chwila tego wymaga
- wstawania po potknięciach
- kolejnej wielkiej puchatej poduchy
- wygodnych butów na włóczykijowanie
- deszczowych dni na kocyk-książkę-kubek kawy
- zaklinacza chwil czyli przyzwoitej lustrzanki
- cudnie starego klasycznego auta
- aby Jutro nadeszło
- wizyty w miejscu zapomnianym przez bogów, komorników i dziennikarzy
- róży na wycieraczce
- nabycia umiejętności tanecznych w kwestii tanga
- szalonego romansu z życiem
- swobodnego płynięcia myśli i słodkiego nicnierobienia
- tatuażu na stopie prawej
- nie podłączania do mnie rur i rureczek byleby tylko utrzymać mnie w stanie warzywnym
- znalezienia idealnie czerwonego jesiennego liścia
- zachowania w sobie choć cząstki Piotrusia Pana
- tuszu, co nie skleja rzęs, nie zbija się w grudki, nie uczula i w ogóle jest idealny
- spokoju, który mam dzisiaj
- funduszy na realizację materialnej części tych wszystkich rzeczy
- większego otwarcia na drugą osobę
- zrozumienia rzeczy pokrętnych i dziwnych
- mieszkania w Nowym Jorku, a co!
- opanowania sztuki wybaczania
- pokory i odwagi, aby samemu przepraszać
- zachodu słońca nad Wielkim Kanionem
- łez, które oczyszczają
- blasku szczęścia w niebieskich oczach
- idealnie skrojonej małej czarnej
- trafienia szóstki w totka
- szybszego internetu mobilnego
- marcepanu w gorzkiej czekoladzie
- księgozbioru o słusznych zasobach
- "Pocałunku" Klimta na ścianie -> z dniem 29.08 pojawił się :) Marek, dziękuję.
- zapachu świeżo skoszonej trawy
- porozumienia dusz
- pozostania kobietą w całym tym betonie świata
- uśmiechu od nieznajomego
- wygrania życia, bo "wygrać życie to nic innego jak podarować je komuś innemu" (by Agnieszka Sibila)
- Oscara za scenariusz (sukienkę na rozdanie już mam, hihi)
- większej asertywności
- przestrzegania przepisów drogowych
- zawsze idealnie gładkich nóg
- prawdy, która wyzwala
- słów, które nie ranią
- krzyku i płaczu tylko z radości
- domu z prawdziwego zdarzenia: kot, pies, kominek, gwar przy wieczornym stole
- pamiętania o zabezpieczeniu
- nie bycia zalaną przez sąsiadów
- braku kaca na drugi dzień
- telefonów, maili, smsów i listów z jak największą ilością dobrych wiadomości
- zapamiętania dobrego dowcipu i opanowania, żeby go opowiedzieć bez spalenizny
- zatańczenia w deszczu
- kubełka lodów w zamrażalniku
- spotkania w krakowskim Singer pubie
- łazęgowania po nocy
- torby, która wszystko pomieści: listy, rachunki, zdjęcia, bilety, myśli owinięte szalikiem
- ponownego znalezienia poczucia absolutnej szczęśliwości i spokoju, kompletnej harmonii duszy i ciała, nirvany zamkniętych oczu i muzyki otulającej jak dym
- wytrwałości na zajęciach z capoeiry
- obniżek cen na wyroby z branży alkoholowo-tytoniowej
- niedostania po twarzy od kiboli
- sprawnie działających kaloryferów w sezonie grzewczym
- ...

Wednesday, July 30, 2008

na tao niczego się nie porzuca



Bo każda kobieta ma swoją przeszłość. Bo każdy mężczyzna jest po swoich przejściach.
...
Ave Maria płynące spod palcy skrzypaczki w przejściu metra, powiew wiatru bo pociąg właśnie nadjechał, w przeogromnej torbie trzy nowe plakaty do kolekcji (ten z kotem zawiśnie potem na kuchennej ścianie, a obok ten z Josephine), kilka zużytych biletów, głowa pełna myśli. I ludzie, których widzę tylko przez moment. Jaką niosą ze sobą opowieść? O czym marzą? Kogo kochają? Czego się boją? Dokąd przychodzą zbyt wcześnie, a dokąd się spóźnią? Czy powiedzieli kiedyś do kogoś, że spotkali go zbyt późno, że spotkali go zbyt wcześnie?
...
Kolejny pociąg, szumnie wdziera się do mojej głowy, wystukuje kolejny kierunek. Jest w tym coś dziwnego, coś paryskiego, coś dziewiątego.
...
Bujam się jak na huśtawce, gdzieś pomiędzy jednym marzeniem do spełnienia a totalnym lenistwem ciągnącym się w nieskończoność. I nie mogę się zdecydować czy chcę zejść z tej huśtawki. Albo w którym momencie. A może po prostu w pełnym pędzie z niej zeskoczyć? Momentami robi mi się niedobrze od tego niezdecydowania ruchu wahadłowego. Czy ta cała stabilizacja to właśnie ten proces bujania między decyzjami? Ilekroć schodziłam z tej huśtawki spokojnie, z własnej woli, w pełni świadomie, działy się różne rzeczy. Były trzęsienia ziemi, wybuchy galaktyk, trzy sekundy ciszy między błyskiem pioruna a dźwiękiem grzmotu, który aż dudnił między żebrami. Były szczyty na miarę Kilimandżaro i zjazdy równie pochyłe. Imponujące amplitudy dobowe emocji. A potem, zmęczona tym diabelskim młynem, wdrapywałam się na moją huśtawkę i poddawałam rekonwalescencji duszę między jednym a drugim machnięciem nogami.

Dziwne jest to, że tak naprawde zawsze sama schodziłam z tej huśtawki. Nigdy nie udało mi się z niej spaść. Albo nikt mnie z niej nie zrzucił. A w sumie... ciekawe, jak by to było spaść, tak niespodziewanie, w nieoczekiwanym ale upragnionym momencie, w trakcie kolejnego bujnięcia. Jak bardzo bym się poobijała? Ile siniaków mogłabym naliczyć? Albo złamań? (Choć złamania to akurat nie moja specjalność) I czy ten upadek nie byłby tym nowym początkiem, o którym mi ktoś kiedyś opowiedział podczas jednej magicznej nocy?
Ale czy zaczynanie wszystkieg0 od nowa to jakiś akt? Nadziei? Odwagi? Szaleństwa? Tchórzostwa?

Nadziei, że tym razem się uda i te łzy, które się przytrafią, będą pełne uśmiechu. Nadziei, że ten facet leżący obok jest tym właściwym, który nie porani, nie wytrze buciorów w serce i nie wyjdzie rano po papierosy i gazetę, zabierając zamiast portfela moje nadzieje durne.

Odwagi, by skoczyć w coś nowego, jak na bungee tylko bez zabezpieczeń. Odwagi, by wystawić głowę przez okno jadącego pociągu. Odwagi, by zaufać na tyle, żeby pokazać komuś zapuchnięty nos i głos jakby owinięty watą, poszarpane ego. Odwagi, by zobaczyć w upadłym Aniele swoją twarz i przyjąć wyciągnięte z pomocą skrzydło innego Anioła.

Szaleństwa... aby jednak nie zwariować w tym z jednej strony poukładanym i rozpisanym świecie: praca-dom-zakupy-knajpa-dom-praca-dom-praca-zakupy-kino-dom-praca-dom-depresja maniakalna.

Tchórzostwa - bo strach przed stabilizacją, bo strach przed odpowiedzialnością, bo strach przed nudą, bo strach przed życiem, bo strach przed rutyną; bo tak łatwiej, uciec. Wyjść z domu, zamknąć drzwi i już ich więcej nie przekroczyć.

A może to nie chodzi o to wszystko? Tylko kwestią jest oswojenie rzeczywistości?
...

Jeśli to droga do nieskończoności, to zgub
Na niej klucze do mieszkania z któregoś
Wyszedł i nie strzeż się złodzieja,
Idącego za tobą i jak ty w ciemnościach:
Klucze będą świecić pożółkłym fosforem
I złodziej je podniesie, nie wiedząc, do
Którego zamka się nadają. Zawróci
Do wystygłej Sodomy albo Gomory i
Będzie biegł nadaremno od drzwi do
Drzwi, próżno zgrzytając. Tak wejdzie
W swoją nieskończoność chrobotu pustej
Mechaniki.
Ty pójdziesz dalej w nieskończoność
Bez kluczy; na t a o niczego się nie
Porzuca, tylko gubi i klucze zbyteczne.

Berlin, maj 1979
Witold Wirpsza
1918 - 1985

Friday, March 14, 2008

Zatańcz ze mną




Zatańcz ze mną, Nieznajomy
Weź mnie za rękę
I prowadź jak dziecko
Niech zwykłe przedmioty nabiorą nowego znaczenia
Fotel parapet drzwi do łazienki
Niech sam ich widok rozpali moje myśli

Niech na sam dźwięk Twojego głosu
Przejdzie mnie dreszcz
Od karku po pięty
Niech na samo wspomnienie tej nocy
Oczy rozbłysną mi niezwykłym blaskiem
Niech muśnięcie Twojej dłoni sprawi
Że myśli pobiegną do tego spotkania

Niech Twoje usta wyznaczą
Nowe granice mojego ciała
Niech Twoje dłonie zaczarują moje
Niech moja skóra nasiąknie Twoim zapachem

Naucz mnie na pamięć rytmu Twojego serca

Niech gwiazdy zaglądają nam bezczelnie do alkowy
Niech zarumienią się
Niech zawstydzone spadną na ziemię
Niech urzeczywistnią nasze pragnienia
Niech nie liczy się nic innego

Wyszeptaj mi do ucha Twoje fantazje
Niech mój świat zawiruje jak nigdy przedtem
Jak nigdy potem
Chcę poczuć Twoje usta
Twój oddech
Nawet Twój drapiący policzek
Chcę poczuć jak lecisz zamknięty w moich ramionach

Niech od Twojego spojrzenia zrobi mi się gorąco
A kolana zmiękną, jak teraz

Hej, nieznajomy
Zatańcz ze mną

Zasłoń mi oczy
I zaczaruj na tę jedną noc

Niech narodzi się Galaktyka
Niech wybuchnie Droga Mleczna
Niech puls przyspieszy a serce
Nie nadąży pompować krwi

Niech do głosu dojdą emocje
A uczucia z rozumem pójdą
Na bardzo długi spacer nad Sekwaną

Zatańcz ze mną, Nieznajomy

Monday, January 28, 2008

Czego się boisz, głupia? Ciąg dalszy nastąpił.

To cholernie przykre, kiedy ludzie mieli ją gdzieś, kiedy nie mieli czasu, ani ochoty ruszyć się ze swoich ciepłych, bezpiecznych przystani, by się spotkać. Uwzięli się wszyscy, czy jak? To jakieś ciche porozumienie otoczenia, jakaś niepisana umowa, żeby tak ją traktować? Bo nie rozumiała, nie potrafiła. Stała, jak ten nie przymierzając, szczeniak na wystawie sklepowej i z nadzieją liczyła, że ktoś ją przygarnie. Może nawet pokocha.
Nie chodziło nawet o to, że to kolejny wieczór spędzany samotnie, że to akurat sobota, że dokładnie osiem lat temu zmarł jej Dziadek, że metka na ciuchach nie potrafiła się zdecydować i skakała w tą i z powrotem jak naćpana pchła, że zawiodła się na kimś, kto sprawiał, że śmiała się jak dziecko, że Anioł wsadził ręce w kieszenie i z szelmowskim uśmiechem spoglądał na nią z wysokości półki... A może właśnie o to?
Po głowie błąkała się kwestia z pewnej cholernej amerykańskiej komedii romantycznej, z nieomijalnym happy endem (których organicznie nie tolerowała), o byciu zwykłą dziewczyną stojącą przed chłopakiem, prosząc o głupią i prostą rzecz, o cieplejsze uczucie, moment lotu dziesięć metrów nad ziemią.
Naokoło trwała w najlepsze epidemia zaręczyn, tudzież ciąż. Być może średnia jej nastroju z kilku ostatnich dni była skażona nieuleczalną odpornością na wirus wywołujący wyżej wymienione infekcje; być może to przez orkan i brak promieni UVA.

Z jednej strony jakiś głos w środku mówił, żeby rzuciła to wszystko co ją otacza, to obecne i namacalne wszystko, w najjaśniejszą cholerę pod słońcem i pojechała. Przed siebie. Tam, dokąd zapragnie ten Szalony Głos Marzeń Do Zrealizowania, wiecznie pijany radosną twórczością własnego, samolubnego, nawiedzonego JA. Tam, gdzie anonimowość i samotność nie będą ani atutem, ani przeszkodą. Żeby zrobiła to, o czym z taką pasją czyta, co ogląda, czego słucha. "Chcesz poczuć deszcz na twarzy? Dlaczego nie w Amazońskiej Puszczy? Chcesz przybić piątkę z nowym współlokatorem? Dlaczego nie w mieszkaniu za 10 dolarów tygodniowo w Nepalu? Pizza... Nie ma jak neapolitańska!" Noc pod gołym niebem, spacer brzegiem rzeki, odkrycie siebie na nowo, jak skok na bungee.
Jest i drugi głos. Rozsądnie puka się w czoło, tak nieznośnie rzeczywiste. "A skąd niby weźmiesz na te fanaberie pieniądze? A co ze studiami? A praca? A Twoje zdrowie? A jak coś Ci się stanie? A co? A kiedy? A gdzie? A dlaczego...?"
A trzecie potencjalne źródło głosu nic nie mówi. Stoi z boku i świdruje niebieskim spojrzeniem całą tę sytuację. Może nawet siada w końcu na wielkiej czerwonej poduszce, napije się kawy z mlekiem, zapali mentolowego papierosa, zaprosi do wspólnego milczenia głosy należące do Innych Poszukujących. Cień, który nie może nadążyć. Uśmiech przez lewe ramię, który wszystko tłumaczy. Skinienie głowy, które jest odpowiedzią na właściwie postawione pytanie. Uścisk ręki.

Monday, January 07, 2008

destylowany sok z raju po drugiej stronie ulicy


Serce za małe o dwa rozmiary,
Kawałek niezwykłości o długości...
powiedzmy... przeciętnego motyla,
Pasja zamknięta w kilku wykrzyknikach.

Przywieź mi garść wspomnień
kilka zdumionych spojrzeń
bezwiednie wysłany uśmiech
chwilę zatrzymania
moment zagubienia...
... a właściwie to była wieczność...

jedną myśl o mnie
zaproszenie na wieczny bal
spotkanie wpół drogi pomiędzy przystankami
policz do trzech
zaczaruj mnie w blasku wina...
... a w tle grał wtedy Frank...

otul przechylonym uśmiechem
gdy za oknem słupek rtęci spada
na łeb
na szyję

Przywieź mi garść wspomnień z wyprawy Piotrusia Pana
styczniowy spacer o godzinie duchów
dźwięk upadającego płatka śniegu...
... a może to był deszcz?