Saturday, June 23, 2007

Świat się pomylił



I.
Przewracam sobie życie do góry nogami, a co! Stać mnie!
Porządkuje zalegające wspomnienia w szafach, co niepotrzebne - bez żalu spuszczam piętro niżej.
Ulotka, gazeta sprzed dwóch lat, jakieś zdjęcie, serwetka z pubu, kapsel od piwa... do kosza. Co jeszcze?
Książka, nie moja, do oddania, tylko komu? Na półkę.
Pusty flakonik po perfumach, które On tak lubił. Do kontenera z kolorowym szkłem.
Samotny kurz spod szafki na buty też zniknął, razem z szafką.
Fotel, który obraca mi świat w każdym kierunku - na środek pokoju.
Łóżko - pod okno, łatwiej ręce pod gwiazdami ugrzać.
"Gdzieś na dnie Twoja uśmiechnięta twarz..." - milkną słowa piosenki.
Zagryzam czekoladą z całymi orzechami na szczęście, wznoszę toast multiwitaminą immunobalance na wzmocnienie odporności i powrót do równowagi, jak urzeczona wpatruję się w dym kadzidła.
Świat się pomylił, wsiadłam w zły samolot, postawiłam kropkę zamiast przecinka.
W szafie nowa sukienka, narkotycznie zielona, jak liście paproci Świętojańskiej Nocy.
Nawet Nadzieja jakaś inna dzisiaj.

II.
Mam wielu znajomych, ale to nie na ich telefon czekałam,
to nie na myśl o spotkaniu z nimi oczy mi się śmiały,
to nie przy nich czułam się pięknie, bezpiecznie i dobrze,
to nie wspomnienia zwązane z nimi wywoływały przyjemny dreszcz,
to nie dla nich mogłam ryzykować weryfikację moich teorii,
to nie ich głosu lubiłam słuchać w środku nocy,
to nie oni nie chcieli "konkurować" z przeszłością.

To nie ich świat się pomylił, to mój.
Zapisuje plik, wciskam enter.
Łyk mocnej jak noc i słodkiej jak grzech kawy, klik! i po bólu.

III.
I już sama nie wiem, kiedy przyszłość się spóźnia, a teraźniejszość biegnie zbyt szybko.
Czy to też jest przez przypadek, czy tak być miało, czy po prostu tak wyszło? I nie wiem, czy to już było, jest, czy dopiero będzie?
Coś mignęło w spojrzeniu przez szerokość pokoju, tembr głosu zmiękł, zapach soczystego lemongrasu i orientalnego piżma, czerwony półsłodki relaks.
Dotyk, ciepło, smak ust. Poranek zamknięty w kropli deszczu.
Wyrwane z kontekstu słowa jako motto na cały dzień.
Cogito ergo sum, strona numer 52, pierwszy skręt w prawo i prosto do końca.

Sunday, May 27, 2007

One day...


One day my dream will come true.
One day you will be mine and I will be yours.
One day YOU and ME will become WE.
One day it will be our day.
One day the bells will ring just for us.
One day I will say "I do".
One day I will wear a pretty dress and you - a smart suit.
One day...
One day not that soon.

Saturday, April 28, 2007

Saturday, April 07, 2007

Coming back



Coming back to real life. Recovering, day by day, step by step.
"Doesn't matter where we end up at the end of a run,
what matters is what we feel while we are running.
Otherwise we're not living, but just breathing."

The world is plenty of fresh necks, I'll go and look for them. For real.
Time's passing so fast. It's over a year now. The meeting of two souls.
I'm so glad that you've found me.
The worst night in your life... happened to be one of the best.
Senza la fantasia non siamo niente.

You wanna meet halfway and see the sunrise?
To have never taken a solitary road trip across country?
I mean everybody's got to take a road trip, at least once in their lives.
Just you and some music.
Some music needs air. Roll down your window.
If it wasn't this... it'd be something else.

Friday, March 23, 2007