Każdy kieliszek czerwone półwytrawnego przybliża mnie do poznania prawdy absolutnej. Ha! Patrząc na rząd butelek stojący na górnej szafce w kuchni - powinnam być już całkiem blisko.
Ostateczne oświecenie, patrzę na nagą żarówkę przez zielone dno. Jak kalejdoskop z dzieciństwa, feeria kształtów i blasków. Zagryzam tę epistemologię serem korycinskim z ziołami prowansalskimi. W tle przebrzmiewa jeszcze zapach pomidorów cherry zapieczonych z czosnkiem i oliwą. I świeżym tymiankiem, nie żadną marną wysuszoną substytutką.
Swoją drogą, owe pomidory, są genialne w swej prostocie. Czerwono - biało - zielono. Oliwa po 30 minutach zapiekania w przyjemnych 180 stopniach Celsjusza przejmuje słodycz pomidorów. Absolutnie niezdrowa pszenna bagietka zanurza się w soku z oliwek i chłonie go chciwie. Cherry w ustach rozpływają się przy delikatnym nacisku języka, a aromat czosnku z tymiankiem podkręca ich smak....
Z ludźmi jest podobnie. Przy odpowiedniej temperaturze uczuć i emocji, rozpłatani przez życie na pół, doprawieni ostrym smakiem i zapachem klęsk i porażek, obficie skropieni pracą rąk swoich i ostatecznym zwycięstwem, a jednocześnie złagodzeni łagodnym aromatem zielonej nadziei i czułości... przy delikatnym dotyku języka... rąk... ust... subtelnym podmuchu dobrych słów... zostają w pamięci zmysłów na długo. Uzależniają. Każą do siebie wracać. Przywołują.
Napój człowieka winem, by poznać prawdę. Podaj mu wody, aby zachował zdrowie. Nie szczędź mu oliwy, by zachował siły.