Znajdź swoja uliczkę, zgub się, niech zawiruje ci pusty zaułek, niech zachwyci cię zapach miasta, niech twoje myśli ogarnie chaos, niech w tle zagra ci aria klaksonów, niech zaczaruje cię feeria odbić zamkniętych w ramach sklepowych wystaw, niech twoje płuca napełnią się blaskiem trzeciej nad ranem, niech porwie cię magia chwili, niech wiatr zatańczy ci we włosach na szczycie schodów, daj się ponieść Berenice, pomyl stacje metra, skręć w czwartą w prawo zamiast codzienną drugą w lewo, upij się światłem Wenus, niech otuli cię dym papierosa, poczęstuj ulicznego clowna swoim heinekenem, uchwyć moment z czyjegoś życia, zatańcz w ruinach, zamknij oczy i daj się poprowadzić.
Niech słowa płyną leniwym szeptem. Zachowaj to spojrzenie przesłane nad aromatem niedzielnego obiadu. Wznieś toast za młodość serca. Zanurz rękę w fontannie i na przekór tradycjom zachowaj grosik dla siebie. Nie czekaj w kolejce, żeby zobaczyć to, co wszyscy - stało dwa tysiące lat, postoi kolejne dziesięć. Znajdź siebie w anonimowym tłumie. Zaśmiej się tak, aż zaboli cię brzuch i zrobią ci się zmarszczki. Słuchaj, co mówią przez megafon na stacjach kolejowych. Wypij sambucę z trzema ziarnami kawy. Zjedz kiwi prosto z drzewa.
Bo wszystkie drogi dokądś prowadzą.